Smoleńskie Kłamstwo. Już wiem, że będę musiała z nim walczyć do końca życia. "Czyżby naszym autorem-anonimem była Tatiana Anodina?"

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Oto książka "KATASTROFA SMOLEŃSKA, Dzień po dniu godzina po godzinie". Książka, której wstydzi się nawet jej Autor. Słusznie.

Nigdy dotychczas nie spotkałam się z czymś takim. Nie sądziłam, że manipulacja może być aż tak perfidna. Że można posunąć się aż do takiego poziomu fałszu. W celu... O celu napiszę potem.

Nie ja powinnam o tej książce pisać. Nie ja, bo ciągle bardzo trudno mi czytać o ostatnich minutach życia osoby najbardziej mi bliskiej. To ciągle boli i ciągle jest to fizyczny ból. Ale widocznie tak trzeba bym przechodziła przez to raz po raz , bez końca, bo nie widać końca tego kłamstwa.

Smoleńskie Kłamstwo. Już wiem, że będę musiała z nim walczyć do końca życia. Ta książka to ważny element tego kłamstwa. Okładka. Piękna, twarda, czarna okładka z ułożonych małych zdjęć. Ile ludzi wie, że stanowi plagiat okładki książki wydanej przez IPN „Akcja AB Katyń"? Niewielu, ale ten kto wie na pewno po nią sięgnie.

Otwieramy książkę. Nie jest za gruba, jest w sam raz. W sam raz żeby przeczytać w jeden, dwa wieczory. Kredowy papier, dobra jakość zdjęć. Karta redakcyjna. I tu zaczyna się robić zimno w miarę czytania i wyjaśniania tekstu. Wydawnictwo Sfinks z Częstochowy: ostatnia wzmianka w Internecie z 2007 roku kiedy to wykonało dodruk do serii wydawniczej 2 znanych wydawnictw i od tej pory cisza. Czyżby ta książka była ich pierwszą pozycją? Zresztą czy to jest wydawnictwo? Sami o sobie piszą: wydawca i wyłączny dystrybutor.

Cała to książka to zbiór półprawd, więc może dla tych ludzi wydawca to nie to samo co wydawnictwo. Wydawca na swojej karcie nie przyznaje się np. do nakładu, który musi być ogromny, bo książka leży w stosach w EMPIK- ach, sprzedawana jest w kioskach i w Internecie za bardzo przystępną cenę od 28 do 30 zł. A pan Filip Topczewski, który tak pięknie dziękuje przeorowi Klasztoru Jasnogórskiego oraz redakcji dwumiesięcznika Jasna Góra zapomniał podziękować swojemu sponsorowi, za którego pieniądze wydał to „wiekopomne dzieło".

Na samej górze strony redakcyjnej napis: Redakcja – O. Henryk Pietraszewicz. Zastanawiam się co to może znaczyć i dzwonimy do wydawcy o nazwie Sfinks, do sekretariatu prosząc o rozmowę z redaktorem ojcem Pietraszewiczem. Pani w sekretariacie informuje, że to nie redaktor, a autor, że to nie ojciec a osoba świecka, że to nie NAZWISKO a pseudonim autora i że ten pan u nich nie pracuje.

Po mojej prośbie o podanie prawdziwego nazwiska autora rozmowa zostaje przełączona do osoby bardziej kompetentnej, która rzeczywiście bardziej kompetentnie zbiera dane na temat rozmówcy, natomiast odmawia podania i nazwiska autora i kontaktu do niego.

Analizujemy dalej stronę redakcyjną. Czwarta pozycja. Tekst: Dwumiesięcznik „Jasna Góra" . Dla wszystkich czytelników, którzy nie zadzwonią do wydawcy Sfinks O. Henryk Pietraszewicz nadal będzie tylko redaktorem natomiast autorem tekstu, ewidentnie tekstu książki, jest dwumiesięcznik Jasna Góra.

Rozmawiamy z ojcem Jasiulewiczem, redaktorem naczelnym tego pisma. Mówi, że wyraził jedynie zgodę na przedruk z jego pisma tekstu kazania. Jest przerażony tym, że dla większości czytelników jeśli nie spalimy książki na stosie, po wiek wieków autorem steku kłamstw, półprawd i insynuacji zostanie dwumiesięcznik Jasna Góra. Obiecuje ostrą interwencję i sprostowania gdzie tylko będzie mógł. W rozmowie opowiada, że ludzie, którzy do niego dzwonili z prośbą o zgodę byli tak mili, tak przekonywujący i budzący zaufanie, że był przekonany, że zależy im na rzetelnej publikacji.

Myślę, że byli po prostu po dobrych kursach z komunikacji międzyludzkiej bo ostatnio w rozmowach już tacy mili nie byli. O. Jasiulewicz podkreśla także, że nie wydał zgody na użycie fragmentu kazania jako motta książki. A książki nie dał rady przeczytać. Trudno się dziwić, sama przebrnęłam przez nią z dużym trudem. Dowiedziałam się także, że wydawca Sfinks dzwonił po parafiach i organizacjach kościelnych namawiając do zakupu publikacji i powołując się na autorytet ojców Paulinów i w większości przypadków to mu się udało.

Udało mu się nawet zamieścić reklamę w tygodniku "Niedziela", który zmuszony jest teraz pisać sprostowania i się tłumaczyć. Chapeau bas przed geniuszem zła wydawcy!

Rozdział pierwszy wprowadza w charakter książki. Pisana jest bardzo prostym językiem, żeby nie powiedzieć prostackim. Wszystkie trudniejsze określenia autor skrupulatnie wyjaśnia. Ewidentnie postanowił „trafić pod strzechy" i nie pisze dla „elity intelektualnej" czytającej "Gazetę Wyborczą". Zresztą nie musi bo oni sobie już to wszystko przeczytali albowiem podstawowymi źródłami medialnymi, na które się powołuje, jest "Wyborcza "i "Wprost".

W pierwszym rozdziale autor pisze o okolicznościach wylotu 10 kwietnia:

Pojawia się cały szereg elementów pozornie drugo i trzeciorzędnych, a jednak w istotny sposób wpływających na decyzje załogi(...)VIP rzadko się nie spieszy (...) jako ostatni na Okęcie przyjechał prezydent Kaczyński z małżonką (...) jest to ogniwo istotne.

Czytelnik szybko zaczyna się domyślać co autor sugeruje w ten dwuznaczny sposób. A potem dowiadujemy się że odszyfrowano w Moskwie zapis „czarnych skrzynek" i autor traktując zmontowaną w Moskwie kopię zapisu jednej z nich i jak dotąd jedynej udostępnionej Polsce jako niepodważalne źródło przytacza poszczególne zapisy i komentuje je:

Jednocześnie jednak trudno przypuszczać by decyzja w tej sprawie –zwłaszcza w tym locie – zapadała wyłącznie w gronie załogi

– chodzi o kwestie lądowania. Komentarz przy godz. 8:20:59,4:

Czy jednak sytuację znają pasażerowie? I którzy? Czy za plecami pilotów stoi już ktoś może z MSZ by przy zmianie miejsca lądowania jak najszybciej organizować transport zastępczy?

Komentarz do rozmowy J. Kaczyńskiego z prezydentem:

Ale temu można wierzyć tylko wtedy, jeśli najważniejsi pasażerowie Tu-154M101 nie mają jeszcze świadomości jak realna jest konieczność skierowania się na lotnisko zapasowe.

Autor wie, autor zanalizował już źródła i psychikę prezydenta, pilotów, Jarosława Kaczyńskiego i wie co o tym wszystkim myśleć. Czytelnik też powinien wiedzieć. Takie jest zadanie autora – anonima. Po to napisał te książkę. O takie insynuacje potykamy się co krok; rozdział drugi:

Jeszcze w kilka minut po katastrofie / nikt nie wie/ (...) ale obsługa lotniska już wie.

Otóż nie panie Anonimie, od paru dni wiemy, że obsługa lotniska też nie wie. A pan skąd wiedział, że obsługa wiedziała? Czy to pana wewnętrzne przeczucie kazało panu tak napisać, czy może sentyment do braci-Rosjan? Uważa pan, że i tak lepiej wiedzą nawet jak nie wiedzą?

Zarzuty, że opóźniano przejazd Jarosława Kaczyńskiego autor kwituje jednym zdaniem

Nie wiadomo, więcej w tych zarzutach złej woli czy głupoty.

To zdanie Anonima nadaje się wspaniale na podsumowanie jego dzieła; NIE WIADOMO CZY WIĘCEJ W TEJ KSIĄŻCE ZŁEJ WOLI CZY GŁUPOTY. I nie będziemy znali na nie odpowiedzi tak długo jak nie poznamy sponsora. Nie wiem czy powinnam dalej analizować ten stek insynuacji, nie jestem pewna czy nie szkoda mojego czasu i czasu czytelników. Powiem tylko, że nasz Anonim bardzo przykłada się by czytelnik zrozumiał, że pomyłką jest pochowanie pary prezydenckiej na Wawelu, szeroko pisze jak ogromne protesty wywołuje to w kraju. Przykłada się, by czytelnik dowiedział się jak to polscy prokuratorzy i patomorfolodzy pracują ramię w ramię w Moskwie.

Dużo miejsca poświęca ocenie postępowania Jarosława Kaczyńskiego:

Treść jego zeznań dziwnym trafem, wyciekła natychmiast do mediów.(...) może to przypadek, ale prawie równocześnie / z oświadczeniem USA o nie udostępnieniu zapisu rozmowy prezydenta z bratem. przyp. autora/ Jarosław Kaczyński, dotąd od kwietnia unikający tematu przyczyn katastrofy i apelujący o zakończenie wojny polsko-polskiej, wrócił do dawnego agresywnego stylu wypowiedzi.

Sprawa Krzyża to jeden z wiodących wątków. W publikacji występują „tzw. obrońcy krzyża", na zdjęciu obok widzimy jako przykład niedbale ubranego człowieka z kocem zarzuconym na głowę podpierającego jakiś płot. Po prostu człowiek ze społecznego marginesu- jakiż inny może być odbiór takiego zdjęcia przez tych, którzy nie widzieli. Autor pisze:

Według sondażu przeprowadzonego dla Rzeczpospolitej przez GfK Polonia (...) 50% jest przeciwnych postawieniu na jego /krzyża/ miejscu pomnika upamiętniającego ofiary katastrofy smoleńskiej, za jest jednak aż 44%

Jednak aż... A pod datą 17 września autor umieszcza tylko jedną informację, za to jakże ważną, o tym jak 71-letni mieszkaniec z okolic Lublina rzucił słoik z nieczystościami w tablicę na Pałacu Prezydenckim. I z tym faktem 17 września od tej pory czytelnikowi powinien się kojarzyć. Nieważne, że w tym samym dniu dwie duże grupy młodzieży z Polski składają wieńce i palą znicze na miejscu katastrofy w Smoleńsku. Nieważne, że odbywają się tam 2 msze poświęcone pamięci ofiar.

Mamy kolejny rozdział pt. Przyczyny katastrofy. Nie będę go analizować. Jest wierna kopią stanowiska "Gazety Wyborczej" łącznie z deprecjonowaniem roli Prezydenta:

Jego rola w polityce zagranicznej wcale nie była pierwszoplanowa, nawet w naszym regionie. Żadne z jego przedsięwzięć nie zakończyło się powodzeniem...

I dalej autor wykpiwa Lecha Kaczyńskiego i jego działania. Bardzo sprawnie rozwiązuje problem rosyjskich kontrolerów z lotniska Siewiernyj:

Zapewne mogli być nie do końca w zgodzie z przepisami, ale na miły Bóg; w samolocie znajdował się prezydent sąsiedniego państwa...

I cóż zatem jest przyczyną katastrofy wg autora- anonima, który o sobie pisze:

Nie mam zamiaru wyręczać prokuratorów i sędziów ale...

Ale właśnie pan wyręcza proszę pana, bo dalej pan pisze:

Wydaje mi się, że główną przyczyna katastrofy było podjecie przez pierwszego pilota decyzji o lądowaniu."

No to wreszcie mamy winnego, a współwinny jest .... kontekst sytuacyjny czyli jak łatwo się domyślić na podstawie dalszego tekstu – prezydent Lech Kaczyński. Skąd my to znamy? Czyżby naszym autorem-anonimem była Tatiana Anodina?

Nie, jednak nie, bo Anodina nie posunęła się do konkluzji jaka widnieje poniżej:

Co prawda historyczne znaczenie, podkreślone obecnością premiera Rosji i słowami przeprosin za zbrodnie sprzed 70 lat, miało wcześniejsze o 3 dni spotkanie Putin –Tusk, ale...

Żeby nie narazić się na zarzut stronniczości autor do listy winnych za katastrofę hojną ręka dorzuca innych:

Jeśli dziś wylicza się nazwiska ludzi, którzy „mają krew na rękach" ofiar smoleńskiej katastrofy, to do tej listy niewątpliwie trzeba dopisać posła Karskiego / ale też kilku innych pasażerów, którzy w Smoleńsku zginęli/W tym generała Błasika.

Czy nasz autor –anonim nie powinien czasem być przesłuchany jako świadek koronny przez prokuraturę wojskową?

 

Przedostatni rozdział poświęcony jest w całości wizycie premiera Tuska i Putina 7 kwietnia 2010 w Katyniu. Jak nie wiele ma wspólnego z prawdą wiemy z opublikowanych i przedstawionych także w filmie "Mgła" wypowiedzi pracowników kancelarii prezydenta. W jakim celu zorganizowano te uroczystości można sobie przeczytać w gablocie informacyjnej przed wejściem do Memoriału Katyńskiego. Czyżby autor w Katyniu nie był?

Zostawię historykom ostatni rozdział pt. "Zbrodnia Katyńska" do oceny i interpretacji. Niewątpliwie stanowi on obraz, tak jak i reszta książki, własnych przemyśleń autora.

Nasuwa się refleksja, ilu ludzi mogłoby na podstawie tej książki zaskarżyć autora do sądu. Na pewno redakcja dwumiesięcznika "Jasna Góra", rodzina prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Jarosław Kaczyński, poseł Karski, rodziny pilotów i generała Błasika.

Ale właśnie, czytamy w Naszym Dzienniku, pan Topczewski, właściciel wydawnictwa Sfinks grozi:

Jeśli niektórzy ludzie nadal będą nasza godnością wydawniczą i godnością autora wycierać sobie buty to będziemy musieli zareagować na drodze prawnej.

Prawdę mówiąc odetchnęłam z ulgą czytając te dwa ostatnie słowa.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych